Loading...
  • Adress: 02-777 Warszawa, ul. Szolc – Rogozińskiego 15/12
  • Telefon: +48 667-601-401
  • Email: kancelaria@merito.waw.pl

Blog

Czy bank ma prawo do żądania zwrotu kapitału przez wydaniem prawomocnego rozstrzygnięcia sądu w przedmiocie unieważnienia umowy kredytowej?


Opublikowano: 23 maja 2025

Czy bank ma prawo do żądania zwrotu kapitału przez wydaniem prawomocnego rozstrzygnięcia sądu powszechnego w przedmiocie unieważnienia umowy kredytowej? Czy takie roszczenie może być w ogóle dochodzone przed sądem powszechnym? Czy takie dochodzenie takich roszczeń nie jest sprzeczne z obowiązującym porządkiem prawnym? Czy Polska nie narusza przepisów Unii Europejskiej dotyczącej ochrony konsumentów?

Z racji, że obecnie przebywam na urlopie, a nie miałem wcześniej możliwość, aby przelać na papier moje przemyślenia w tym temacie, postanowiłem poświęcić chwilę na zebranie tego zagadnienia w jakąś względną całość. Zagadnienie jest dość obszerne, ma też wiele wątków pobocznych, które zostały tylko zasygnalizowane w poniższym artykule.

Procesów sądowych, związanych z żądaniami banków dotyczących zwrotu kapitału jest coraz więcej, a odpowiedzi na postanowione pytania wydają się proste, ale w polskich realiach mocno ten temat skomplikowano. Pomijam w tym artykule rozważania na temat przedawnienia roszczeń banków, to temat na zupełnie inną dyskusję i zapewne bez rozstrzygnięcia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (dalej TSUE) będzie przedmiotem niezliczonych dalszych dyskusji.

Ponadto nie jest to krytyka sędziów rozstrzygających w tych sprawach. Przepisy pozostawiają szarą strefę, orzecznictwo TSUE i Sądu Najwyższego (dalej SN) są trudne do interpretacji, stąd nie ma się co dziwić, iż pojawiają się orzeczenia, w których sądy podejmują kontrowersyjne rozstrzygnięcia.

Aktorzy dramatu art. 117, 120, 385(1), 405, 406, 410, 455, 496, 497, 498 Kodeksu cywilnego. Do tego dyrektywa 93/13 UE i art. 6 i 7 znajdujące się w tym akcie prawnym.

Przedawnienie temat rzeka, nie zaczęło się od tego (bo jeszcze wcześniej było wynagrodzenie za korzystnie z kapitału), ale obecnie jest to główny argument w toczących się dyskusjach, który pada ze strony banków na obronę podejścia jakie prezentują. SN w uchwale z 25 kwietnia 2024 r. III CZP 25/22 (tak samo we wcześniejszych wyrokach wypowiedział się TSUE, jak również SN w swoich uchwałach) stwierdził, iż start trzyletniego terminu przedawnienia dla banku następuje, w momencie, gdy kredytobiorca wystąpi z oświadczeniem do banku, iż uważa umowę za nieważną (oświadczenie w dowolnej formie, a samo przedawnienie dla banku rozpoczyna swój bieg kolejnego dnia). Kwestia przedawnienia jest kluczowa dla tego typu spraw, ponieważ banki podnoszą, iż nie mają wyboru i muszą pozywać swoich klientów, inaczej ich roszczenia się przedawnią i nie będą mogły być dochodzone przed sądem. Jak wspomniałem nie poddaję analizie, kiedy to przedawnienie rzeczywiście się rozpoczyna, tym zajmie się, mam nadzieję TSUE w niedalekiej przyszłości.

Przyjmując, iż powyższe stanowisko SN jest zasadne tylko na poczet poniższej wypowiedzi, w momencie złożenia oświadczenia przez konsumenta, startuje trzyletni termin przedawnienia dla banku, jednocześnie ten, aby dochodzić swojego roszczenia powinien wezwać swojego klienta do zwrotu kapitału, aby móc go dochodzić następnie przed sądem. Może wysłać to wezwanie czy też nie?

SN w przywołanej już uchwale wskazuje, iż obie strony sporu mają swoje niezależne roszczenia (teoria dwóch kondykcji). Wskazuje również, iż aby dochodzić tego typu roszczenia przed sądem muszą być one wymagalne. Ale jednocześnie dopiero w uzasadnieniu przywołanej uchwały pojawia się teza, że takie wezwanie może być wysłane dopiero po orzeczeniu przez sąd powszechny o nieważności umowy. W domyśle, chodzi o prawomocny wyrok, bo inny nie korzysta z ochrony prawnej. Tak samo jest z TSUE, również w wyrokach tej instytucji, mowa jest o tym, że takie wezwanie może pojawić się po orzeczeniu wskazującym na nieważność umowy.

W zakresie sytuacji prawnej konsumenta mamy jasną sytuację. Konsument kwestionuje umowę, przecież nie tylko wysłał wezwanie/reklamację czy innego rodzaju oświadczenie o negacji zapisów umowy, to w większości przypadków również złożył pozew, a dodatkowo sędziowie w trakcie procesów chcą wyraźnego oświadczenia ze strony konsumenta, iż rozumie konsekwencje twierdzenia, iż umowa jest nieważna.

Bank twierdzi, coś zupełnie odmiennego. Podnosi, iż umowa jest ważna, wszystko jest w najlepszym porządku i nie ma podstaw do stwierdzenia jej nieważności. To jest istota sporu o ustalenie nieważności umowy (art. 189 Kodeksu postępowania cywilnego).

I w tym miejscu dochodzi do swoistego paradoksu, bank w procesie o ustalenie nieważności umowy i zapłatę twierdzi, że umowa jest ważna, a często wytacza drugi proces i podnosi, że ma prawo dochodzić zwrotu kapitału na podstawie – uwaga przepisów Kodeksu cywilnego o świadczeniu nienależnym, czyli zastosowanie mają regulacje dotyczące bezpodstawnego wzbogacenia.

Jak to jest możliwe, że strona, która uważa, że umowa jest ważna może dochodzić swojego roszczenia na podstawie przepisów, które wskazują na brak podstawy prawnej przysporzenia i w związku z tym nakazują jego zwrot? Jeszcze jedna ciekawostka, banki nawet jak mają korzystne rozstrzygnięcie w zakresie zwrotu kapitału odmawiają rozliczenia z klientami, jeżeli nie jest zakończony proces o unieważnienie umowy. Co gorsza może dojść do jeszcze bardziej niecodziennej sytuacji, bank może uzyskać dla siebie korzystne orzeczenie o zwrot kapitału, a sąd jednocześnie orzeknie, iż umowa jest ważna (możliwe jest też, brak wystąpienia kredytobiorcy o unieważnienie umowy). Abstrakcyjne, ależ nie. Już kilka razy na tym portalu pojawiały się posty od kancelarii reprezentujących banki, że udało im się uzyskać takie rozstrzygnięcie. Dodam, że największy polski bank zaczął właśnie wysyłać wezwania do zapłaty do swoich klientów, którzy nie występowali w ogóle z roszczeniami do banku, a mają już dawno spłacone kredyty. Co wtedy? Kolejne pytanie – co w przypadku, gdy sąd orzeknie, iż umowa jest ważna, a w procesie o zwrot kapitału nastąpiło potracenie? W procesach o unieważnienie umowy sądy nie badają potencjalnych potrąceń między stronami, które zostały dokonane, poza tym postępowaniem.

Wracamy do niezależnych roszczeń (teoria dwóch kondykcji) oraz określenia przez SN, iż orzeczenie sądu powszechnego ma charakter deklaratoryjny, czyli należy to czytać tak, iż umowa od samego początku była nieważna, ale dopiero teraz to potwierdzamy (takie same skutki jak odstąpienie ex tunc, stąd jest pokusa niektórych sędziów, aby stosować art. 496 w związku z art. 497 Kodeksu cywilnego). Skutki nieważności obowiązują na dzień zawarcia umowy kredytu. Nie można mieć jednak wątpliwości, że umowa w obrocie prawnym nadal istnieje do czasu stwierdzenia jej nieważności (prawomocnej), a nawet często są sytuacje, że obie strony nadal ją wykonują do momentu prawomocnego orzeczenia sądu (nawet jeżeli konsument ją kwestionuje, w polskim systemie prawnym nie ma automatycznego zawieszenia wykonania umowy), bo nie ma przecież pewności czy kontrakt zostanie uznany za nieważny. Dodam, że z mojej obserwacji wynika, iż w przypadku złożenia przez konsumenta wniosku o zabezpieczenie roszczenia (głównie chodzi o wstrzymanie płatności rat kapitałowo – odsetkowych) i uwzględnienia tego wniosku przez sąd, bank występuje z roszczeniem o zwrot kapitału.

Kluczowe jest udzielenie kilku odpowiedzi na następujące pytania:

1.      Czy można wysłać wezwanie do umowy, którą uważa się za ważną?

W mojej ocenie, wezwanie można wysłać, ale takie działanie ma charakter pozorny. Ma tylko za zadanie otworzyć możliwość dochodzenia roszczenia w sądzie, natomiast w świadomości wysyłającego wezwanie, nadal jest przeświadczenie, iż umowa jest ważna. I ten element jest też przez banki podnoszony, one nadal uważają, iż umowa powinna być dalej wykonywana, a takie wezwania wysyłają na wszelki wypadek, piszą to wprost w swoich pozwach. Cześć sędziów twierdzi, tak jest w istocie, bank składają roszczenia, które uważają za niezasadne ale przecież mamy niezależne świadczenia i mamy umowę nieważną od początku, w przypadku uznania, iż umowa zawiera abuzywne klauzule. Owszem, tylko bank nadal twierdzi, iż nie ma nieważności kontraktu, nie może więc być tak, że w tym samym stosunku prawnym podnosimy, iż umowa jest ważna ale skoro konsument ją kwestionuje to jednak na wszelki wypadek twierdzimy, że jest nieważna (co w stylu mieć ciastko i zjeść ciastko). Samo roszczenie banku istnieje (o ile nie nastąpiło przedawnienie roszczenia, ale to zostawmy, aby nie komplikować), natomiast nie ma możliwości jego dochodzenia przed sądem. Stawiając się jednak w roli banku, będzie on podnosić – nie możemy dochodzić roszczenia, ale przecież zegar tyka, start przedawnienia nastąpił. Wyjść z tego impasu jest przynajmniej kilka. Nie oceniając skutków tych propozycji, sporo przychodzi mi do głowy. Można uznać, iż start przedawnienia następuje dopiero w momencie zakończenia procesu o unieważnienie umowy. Można uznać, iż przedawnienie ulega zawieszeniu do czasu rozstrzygnięcia sądu o złożonym powództwie, przy czym start samego przedawnienia nastąpił od momentu wysłania wezwania ze strony konsumenta. Można uznać, iż sąd orzeka o roszczeniu, które istnieje, ale jego wymagalność nastąpi dopiero w przyszłości. A można też uznać, że bank będący profesjonalistą, a do tego jako autor nieważnej umowy, powinien ponieść dodatkowe sankcje z powodu opóźnień wymiaru sprawiedliwości. Gdyby sekator bankowy przeznaczył tylko 10% swojego zysku z zeszłego roku na poprawienie sytuacji w sądach, zapewne nie byłoby takich opóźnień, jakie są notowane w wydziałach cywilnych czy tzw. frankowych, w szczególności w Warszawie. Pewnie jeszcze z kilka innych opcji wchodzi w rachubę. Od razu zaznaczam, że powyższe propozycje nie zakładają niekorzystnego scenariusza dla banków, iż ich roszczenia już się przedawniły. Pisząc ten artykuł, stwierdziłem, iż kolejny będzie albo o przedawnieniu roszczeń z kredytów walutowych (możecie mi wierzyć lub nie ale w tym przypadku wypracowane osiągnięcia doktryny w tym obszarze z ostatnich kilku dziesięcioleci nie mają zastosowania) albo o najbardziej absurdalnej regulacji Kodeksu postępowania cywilnego czyli art. 203 (1), na szczęście już niedługo prawdopodobnie historycznej.

2.      Czy można skorzystać z przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu?

Klient banku tak, bo wskazuje w swoich oświadczeniach, iż umowa zawiera klauzule abuzywne, tym samym jest nieważna. Bank nie, dopóki nie potwierdzi się nieważność umowy albo w wyniku postępowania sądowego albo w wyniku uznania przez bank roszczenia. Inna odpowiedź prowadzi do wręcz paranoicznego wniosku, każdą umowę można podważyć i żądać zwrotu na podstawie przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu, na wszelki wypadek (polecam lekturę książki autorstwa Maxime Derouen, Na Niby!, książka teoretycznie dla dzieci, ale pasuje idealnie do tej sytuacji).

3.      Czy umowy zawierane przez banki i konsumentów mają status umów wzajemnych?

Polecam niezliczone już orzecznictwo Sądu Najwyższego i jego uchwały w tej materii. Umowy kredytu bankowego nie są umowami wzajemnymi i nie stosuje się do nich przepisów o umowach wzajemnych. Sądy powszechne nadal o tym zapominają.

Idąc dalej, co z kosztami procesu, w tym kosztami zastępstwa procesowego? Co z odsetkami dla banku, przecież minął termin z wysłanego wezwania?

Ten element to istotny aspekt, który dopełnia całość naszej dyskusji. Jak wspomniałem zostawiając kwestię przedawnienia roszczenia banku, należy przyjąć, iż podmiot ten ma prawo do żądania zwrotu kapitału. Wyjaśniliśmy również, iż roszczenie to nie może być postawione w stan wymagalności, w związku z tym nie może być dochodzone przed sądem. Przyjmijmy jednak tezę, iż roszczenie istnieje i może być dochodzone przed sądem.

SN w kilku orzeczeniach wskazał, iż bank w przypadku posiadania wierzytelności w stosunku do konsumenta, powinien skorzystać w pierwszej kolejności z instytucji potrącenia. Banki jednak tego nie robią. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta. Gdyby skorzystali z instytucji potrącenia to równocześnie nastąpiłoby uznanie roszczenia konsumenta, a przecież nadal z reguły trwa proces mający na celu ustalenie nieważności umowy. Ponadto w mojej ocenie, przynajmniej gdy tego typu spory zaczęły się pojawiać dwa lata temu, wtedy chodziło o wywołanie stanu niepewności u konsumentów, że może dotknąć ich dodatkowa sankcja za to, iż kwestionują umowę kredytu czyli swoista sankcja dla konsumenta tzw. pozwy typu SLAPP. Termin pochodzi z common law, z obszaru szeroko rozumianych zamówień publicznych ale w Unii Europejskiej, jak również w Polsce robi karierę. SLAPP – „Strategic Lawsuit Against Public Participation”. Forma nadużycia prawa, w której osoba lub firma składa pozew przeciwko krytykom lub osobom, które angażują się w debatę publiczną, w celu ich zastraszenia i zablokowania krytyki. Dodatkowo tłumaczenia samych banków są nieco mętne, wskazują, iż one dokładnie nie wiedzą, jaką kwotę należy potrącić, to powinien ustalić biegły, względnie sąd.

Ponadto mamy słynną dyrektywę 93/13, której nadrzędnym celem jest obrona słusznych interesów konsumentów. Właśnie tutaj warto przeanalizować jeszcze jeden aspekt takich sporów, czyli kwestię ekonomiczną.

Bank to profesjonalista, do tego majętny. Wystarczy spojrzeć na zyski banków w poprzednim roku, dla przypomnienia wyniosły netto ponad 42 miliardy złotych (wzrost o prawie 52% w stosunku do poprzedniego roku). Bank kwestionuje stanowisko konsumenta, iż umowa zawiera niedozwolone klauzule, wytacza własny pozew o zwrot kapitału (zdarzają się jeszcze dodatkowe roszczenia o korzystanie z tego kapitału). Jeżeli konsument nie dokona potrącenia swojej należności z należnością banku przed wdaniem się w spór (wspominam tutaj o dość kontrowersyjnym przepisie art. 203(1) Kodeksu postępowania cywilnego) to w przypadku uznania roszczenia banku za zasadne, z racji, iż przegrywa spór ma zapłacić:

·       odsetki liczone od terminu wskazanego w wezwaniu banku,

·       opłatę sądową, a bank płaci inną opłatę niż konsument, jest to 5% wartości sporu,

·       koszty zastępstwa procesowego.

Czy takie podejście jest właściwe? Dla przypomnienia w zakresie opłaty sądowej konsument wnosi należności w wysokości 1000 zł, jeżeli wytacza powództwo w kierunku banku, tym samym przegrywający bank płaci znacznie niższe koszty, jeżeli przegra spór z konsumentem. Chyba nie o to chodziło też ustawodawcy, gdy wprowadzał zryczałtowaną opłatę od sporów z instytucjami finansowymi dla konsumentów, aby konsument, ponosił dodatkową sankcję ekonomiczną za prowadzenie sporów z bankiem.

Ponadto powstaje pytanie czy cel dyrektywy zostaje uwzględniony przy sporach tego typu, gdy zostają zasądzone na rzecz banku odsetki, opłaty sądowe i koszty zastępstwa procesowego?

Odpowiedź chyba jest jednoznaczna – oczywiście, że nie, o tym często zapominają sądy powszechne, a SN w jednym z orzeczeń również wskazał, iż nie ma możliwości naliczania odsetek w tego typu sporach. Równocześnie TSUE wielokrotnie się wypowiadał, iż konsument nie może ponosić żadnych kosztów ponad to, co bank mu przekazał do dyspozycji, czyli kapitał. Dodatkowo TSUE wskazał, iż bank ma prawo do naliczenia odsetek, ale wyraźnie określił, iż dopiero po orzeczeniu sądu stwierdzającego nieważności umowy. Należy to czytać tak, iż najpierw mamy prawomocny wyrok sądu o nieważności umowy. Bank wysyła wezwanie, dopiero po tym terminie może zacząć naliczać odsetki. Mogę nawet wyobrazić sobie regulację ustawową w tym zakresie, iż np. po 7 dniach od prawomocności wyroku bank ma prawo naliczać odsetki czy też następuje automatyczne potrącenie po minięciu tego terminu. Natomiast na pewno uzyskiwanie dodatkowych korzyści ekonomicznych w postaci odsetek liczonych od terminu z wezwania, który mija jeszcze w trakcie trwania sporu sądowego dotyczącego nieważności umowy, dodatkowych kosztów dla konsumenta w postacie zwrotu opłaty sądowej liczonej w kilku tysiącach złotych i zwrotu kosztów zastępstwa procesowego, które też może wynosić kilkanaście tysięcy złotych jest całkowicie sprzeczne z podstawowymi założeniami wskazanej powyżej dyrektywy. To jest ewidentna sankcja ekonomiczna dla konsumenta, która powstaje zanim sąd orzeknie, iż umowa kredytu zawiera klauzule niedozwolone i jest nieważna. A takie sankcja jest sprzeczna z art. 6 i 7 przywołanej dyrektywy 93/13.

To pokazuje, iż brak odpowiednich regulacji ustawowych doprowadziło do sytuacji, gdzie orzecznictwo sądowe tak skomplikowało zagadnienie, iż teraz generujemy kolejne pytania, na które trudno znaleźć odpowiedź. Ustawodawca mógłby zająć się tymi sprawami, a nie liczyć na to, że wymiar sprawiedliwości sam załatwi tę kwestię, pewnie tak się ostatecznie stanie ale będzie to trwało kolejną dekadę a koszty finansowe i społeczne tych sporów są przeogromne. Mały komentarz na koniec, paraliż wymiaru sprawiedliwości trwa. Mam sprawy wniesione do sądów warszawskich jeszcze w 2022, gdzie nawet nie dostarczona pozwu do drugiej strony, nie mówiąc o wyznaczeniu terminów. A jak są wyznaczane terminy, mowa o roku 2028. Do tego niezrozumiała jest akcja kierowania sporów sprzed kilku lat do mediacji, bez zasięgnięcia zdania stron, ale również analizy stanu sprawy. Jako mediator sądowy oceniam takie działanie jako kolejne działania pozorowane.

Autor

Radca prawny Maciej Osiewacz